UŚMIECHNIJ WSZECHŚWIAT

blog o tym, co Ty i ja możemy zrobić dla innych

Co ta czapa taka czysta?

Ten Mikołaj to zawsze taki czysty, schludny. Jakby wyprany w Vizirze. Pompon bielutki, czerwień ostra, niewyblakła. Albo dokupuje wciąż nowe zestawy ciuchów, albo znany nam strój nosi tylko od święta.



A ja przy okazji Świąt chciałabym Was namówić do zbrudzenia czapki Mikołaja. Nośmy ją codziennie, przez cały rok. Czerwień niech wyblaknie, a biel - pożółknie. Niech będzie poplamiona, śmierdząca i przepocona! Niech będzie używana, bo nie tylko w Święta chcemy sprawiać innym radość!

Wszystkim, którzy to czytają, życzę zapału i motywacji. Żeby zawsze chciało Wam się pomagać innym i żebyście czerpali z tego satysfakcję.

Wesołych Świąt! 

Podaruj czekoladę!

Poprawia humor i dodaje energii. Podobno ułatwia zapamiętywanie i ma działanie antynowotworowe. Ponadto, jak słusznie zauważyła amerykańska humorystka Sandra Boynton: „badania wykazują, że czternastu z każdych dziesięciu ludzi lubi czekoladę”. Potwierdzają to sondaże, z których wynika, że więcej kobiet wolałoby zrezygnować z seksu niż z czekolady! Czy może być więc jakiś prostszy sposób na zrobienie komuś przyjemności niż wręczenie mu tabliczki czekolady?


Czekolada to świetny sposób, żeby powiedzieć „dziękuję”, poprawić komuś humor, lub dodać mu odwagi.  Jest prezentem tanim, ale zawsze trafionym (w 14 na 10 przypadków). Następnym razem, przechodząc w sklepie przez dział ze słodyczami, zastanów się więc, komu z Twojego otoczenia należy się słodki upominek. Kup dwie czekolady (jedna dla Ciebie, bo Tobie też się należy coś od życia!) i działaj!

Czekolada jest niesamowicie uniwersalna:
  • Co dostała moja przyjaciółka – nauczycielka gitary - od mamy swojego ucznia w podziękowaniu za zaangażowanie?
  • Co dałyśmy wspólnie naszej nauczycielce z polskiego, kiedy miała stresujący dzień?
  • Co dałam współpracownikom, odchodząc z pracy?
  • Co dostałam ostatnio, kiedy miałam zły humor? A nie, to akurat było ciastko. Ale bardzo czekoladowe! ;)


Czas się zabrać do Robótki!

Blogu, drogi, najdroższy! Tyle czasu było cicho, pusto, smutno. Weź się no wreszcie czymś zajmij! Czas się zabrać do roboty! Albo może do… Robótki!



Jest na świecie takie miejsce, gdzie mieszkają dzieciaki-starszaki. Są to osoby niepełnosprawne intelektualnie, często także fizycznie. Co roku wyglądają za świątecznymi kartkami i prezentami. Jeżeli masz więc ochotę sprawić komuś radość, to wybierz jedną, dwie, dwanaście albo pięćdziesiąt osób i napisz do nich. Wyślij życzenia, wymyśl wierszyk, stwórz kartkę, dodaj klocki, cukierki lub korale. Wywołaj uśmiech!

Wszelkie potrzebne informacje i adresy znajdziecie tutaj. Opisano tam każdego z dzieciaków, żeby łatwiej było dopasować prezenty. Mnie najbardziej zauroczyły te dwa opisy:

Michał (63)- Świnki! Prosięta. Michał tak je kocha, że odmówił partycypowania w życiu wiecznym, jeśli po tamtej stronie nie będzie chlewika z inwentarzem.

Halinka (31) – gdy pytać Halinkę, co chciałaby dostać od Mikołaja, albo na urodziny, zawsze odpowiada ‘nie wiem’ i wzrusza przy tym jednym zdrowym ramionkiem. Gdy pytać dalej – zarzuca łapkę na szyję pytającego i zgniata ją w uściskach. Ucieszy ją wszystko. Uwielbia banany i wszystko, co bananowe. Zawsze ogląda dobranocki, więc zna się na bohaterach. No i lubi siadać na kolanach, co z roku na rok wychodzi Kaczce gorzej, ale jeszcze  dajemy radę... 

No to biegiem na pocztę!

Blogu, blogu, quo vadis?

Blogu! Opamiętaj się! 3 tygodnie minęły, a nowych postów jak nie było, tak nie ma. Co to ma być?



Ale to jest trudny czas…
Pisać! Nie marudzić!
Ale ja wyjeżdżam…
Internet jest wszędzie!
Ale, ale… ja potrzebuję przerwy. Wrócę i wszystko odżyje, zobaczycie!
Masz maksimum 1 miesiąc. I żeby mi to było ostatni raz!


Cztery pory roku | Niedługo sprzątamy!

Ustalenia na mailu. Niewielkie grono organizatorów. Ścisła współpraca z młodym chłopakiem z klubu Panorama. Ciągły brak czasu, bo magisterka zjada całe wakacje! Sprzątanie Ligoty już za półtora tygodnia!



Zaczyna się od planu. Jak to ma wyglądać? Co trzeba zrobić? Co będzie potrzebne? Krótka dyskusja i plan zaakceptowany - czas wziąć się do roboty. Na początek grafika. Potem notki na facebooka i stronę internetową. Informacja prasowa i baza mediów. Upominki dla uczestników. Mapki dzielnicy.   

Generalnie, jak ktoś organizował już jakieś wydarzenia, to takie sprzątanie to nic wielkiego ani trudnego. Trochę czasu trzeba poświęcić, bo parę rzeczy jest do zrobienia. Mi przydały się umiejętności graficzne i doświadczenia PR-owe. Jak ktoś się na tym nie zna, to musiałby znaleźć kogoś do pomocy.

Moim największym wrogiem w tym projekcie okazał się pan Brak Czasu. Szkoda, bo mogłabym zrobić więcej. Mimo to, mam nadzieję, że akcja się uda i frekwencja dopisze. Zapraszam!

Na pożegnanie

Ludzie lubią się wiercić. Zamiast siedzieć na dupie w jednym miejscu od narodzin do śmierci, wyjeżdżają coraz dalej. Pewnie będą tam szczęśliwsi. Pewnie jeszcze się zobaczymy. Tak czy siak, na pewno warto wpaść pomachać na pożegnanie.

Ale tak tylko stać i machać? Przytulać się i płakać? Smutno i nudno! A gdyby tak przygotować coś, co wzruszy odjeżdżającego i całą jego rodzinę? Jakby tak zrobić coś, co zadziwi nawet kierowcę autokaru? Żeby to było jednocześnie proste i efektowne?

Stara pościel, trochę farby, chwila czasu i… prezent gotowy! Polecam stworzenie wielkiego transparentu. Potem jedziemy z nim na dworzec i rozkładamy. Naprawdę robi wrażenie i miło się to wspomina. Dodatkowo napis „wracaj szybko” działa, bo obdarowany właśnie wrócił do Polski. Może nie na stałe, ale zawsze! ;)

Fundacja Mam Marzenie | Zidentyfikowane obiekty latające

Jak jeść lody, to o ulubionym smaku, jak iść na koncert, to ulubionego zespołu, a jak lecieć samolotem, to takim, jakim się chce. Jak spełniać marzenia, to na całego!



Z takiego założenia wyszli wolontariusze Fundacji Mam Marzenie. Wiedząc, że 3-letni Oliwier chciałby przelecieć się samolotem, postanowili spotkać się z nim ponownie i doprecyzować to marzenie. Bo ten samolot to ma być pasażerski czy może wojskowy? Żeby się tego dowiedzieć, trzech wolontariuszy pojechało do Będzina.

Wolontariuszka nr 1 prowadziła spotkanie, wolontariusz nr 2 prowadził samochód, a ja… ja po prostu byłam. Nie mam podejścia do dzieci ani wielkiej śmiałości. Mimo to spotkanie wspominam miło. Trafiliśmy na fajną rodzinę, która bardzo ciepło nas przyjęła. Chłopiec z początku był nieśmiały i w ogóle nie chciał rozmawiać o swoim marzeniu. Udało się nawiązać z nim kontakt poprzez zabawę i w końcu padło ostateczna deklaracja: chce lecieć samolotem wojskowym.

Całe spotkanie trwało ok. godziny. Ciężka choroba dziecka zawsze stanowi ogromną tragedię, jednak atmosfera była radosna. Nie rozmawialiśmy w ogóle o problemach Oliwiera (te dane zostały zebrane na pierwszym spotkaniu). Mimo wszystko wydaje mi się, że ten pierwszy krok może nie być moim ulubionym w spełnianiu marzeń i że mogłabym się lepiej sprawdzić w kolejnych etapach. Chwilowo brakuje mi na to czasu, ale mam nadzieję, że wkrótce uda mi się bardziej zaangażować.

Zupa

Pieniędzy się nie daje, ale jedzenia się nie odmawia. Taką zasadę wyniosłam z domu i tak postępuję z żebrakami.


Niedawno kiedy wychodziłam ze stołówki, zaczepił mnie jakiś pan i poprosił, żeby kupić mu zupę. W myśl mojej zasady, zamówiłam rosół i dałam panu 2 zł, żeby mógł za niego zapłacić. Potem wyszłam, bo przecież nie będę siedzieć i patrzeć, jak ten pan je. Bo po co?

A jednak jakiś czas później wróciłam myślami do tej sytuacji i zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym została. Gdybym usiadła przy stole razem z nim i z nim porozmawiała. Nie mam pojęcia o czym. O pogodzie? O zupie? Zastanawiam się, czy taka chwila rozmowy o zjawiskach atmosferycznych nie okazałaby się czymś więcej niż te 2 zł. Czy darując swój czas i zainteresowanie nie zrobiłabym znacznie więcej dobrego niż tylko pozbywając się drobnych z portfela?

Zarażaj uśmiechem!

Rozejrzyj się dokoła. Pomyśl o ludziach, których mijasz w drodze do pracy czy na studia. Przypomnij sobie twarze osób, jeżdżących z Tobą autobusem. Czy na ich twarzy widać czasem uśmiech? Jasne, wtedy, gdy rozmawiają z kimś przez telefon. Ale tak po prostu? Czy uśmiechają się kasując bilet, przechodząc przez ulicę czy stojąc na światłach? Nie? Czas to zmienić!




Bez powodu do obcych ludzi uśmiechają się tylko dzieci. Tak jak maluch w pociągu uśmiecha się do mnie, kiedy to piszę. Dorosłym niestety brakuje odwagi i radości. Za bardzo przejmują się tym, co pomyślą inni. Warto jednak czasem zrobić coś fajnego i uśmiechnąć wszechświat tak jak pan na filmiku poniżej. 


Cztery Pory Roku | Jesienne porządki

Pamiętacie Akcję Sprzątania Ligoty? Chwaliłam pomysł na blogu, a potem zaproponowałam klubie Panorama pomoc przy organizacji kolejnej edycji. No i stało się, potraktowali to poważnie i zaproponowali współpracę.


Co to za akcja?
Sprzątanie Ligoty odbywa się w ramach jesiennej edycji Festiwalu Cztery Pory Roku. Wydarzenie to organizuje katowicki klub Panorama, a jego najważniejszą część stanowi oczywiście scena muzyczna.  

Co mam tam robić?
Przy organizacji festiwalu pracuje kilka osób. Moim zadaniem jest koordynacja akcji sprzątania, czyli głównie promocja wydarzenia wśród mieszkańców dzielnicy. Dodatkowo poproszono mnie o przygotowanie propozycji materiałów graficznych.

Po co to wszystko?
Bo wierzę, że takie akcje mają sens. Dbajmy sami o nasze otoczenie, a świat będzie piękniejszy ;)

Fundacja Mam Marzenie | 10 piętro z widokiem na marzenia

Słowo się rzekło. Telefon pamięta i przypomina: 27 czerwca – Fundacja Mam Marzenie. Napisałam, że pójdę. Podałam datę. No nie wywinę się.
Ale przecież to zły termin! Tak mi nie pasuje, mogłabym być w tym czasie na trzech innych spotkaniach! I w ogóle po co mi to, nie znam tam nikogo, nie chcę iść!
Telefon niewzruszenie wyświetla przez cały dzień Fundacja Mam Marzenie – 18:00. Blog pamięta, że chciałam pomóc. I ja pamiętam, i pomóc przecież chcę.
No nie wywinę się.



10 piętro Hotelu Katowice. To tam spotykają się wolontariusze. Razem ze mną było ze 12 osób, w tym 3 nowe. Podczas zebrania omówiliśmy sprawy dotyczące aktualnych marzycieli. Laura spełnia właśnie swoje marzenie – pojechała do Rzymu na grób Jana Pawła II. Zbliża się mecz charytatywny. Maja czeka na swoje marzenie – zestaw cukierniczy. Wolontariuszka próbuje załatwić bilety do muzeum Manchester United. Dzieje się.

Jest też lista dzieci do poznania. Kto gdzie pojedzie? Może ktoś z nowych? Jak już tu jestem, to czemu nie. Tak więc razem z inną nową osobą i jedną bardziej doświadczoną wolontariuszką pojedziemy do czteroletniego Oliwera, który myśli o locie samolotem. Bo przecież maszyn latających jest wiele, to trzeba dogadać, czy to ma być samolot pasażerski, wojskowy, czy może jednak helikopter.

Na koniec kilka słów wprowadzenia dla nowych wolontariuszy. Jak to wszystko działa, co i jak po kolei. A potem już tylko windą na parter i do domu.

Pomoc mierzona kilometrami | Biegnij na pomoc!

Siedzisz sobie przed komputerem, czytasz tego bloga i myślisz, że fajnie by było zrobić coś dla innych? Nie masz pomysłu od czego zacząć? To mówię Ci, wstań i idź pobiegać. Potem wróć i z satysfakcją czytaj dalej.



Jeszcze tu jesteś? Jeszcze nie w butach sportowych? W sumie dobrze, bo trzeba dodać kilka ważnych informacji, żeby bieganie nabrało dodatkowego sensu. Otóż w połowie czerwca ruszyła ciekawa akcja firmy T-Mobile, która zobowiązała się do przekazania nawet 1 miliona złotych na rzecz dzieci z Fundacji TVN „Nie jesteś sam”. Cały myk polega jednak na tym, że aby tak się stało, potrzebna jest pomoc wielu aktywnych osób.

Ruch to zdrowie, w kupie siła, a bez pracy nie ma kołaczy.

Organizatorzy akcji chcą, żeby Polacy się w nią zaangażowali i wymagają od nas pewnego wysiłku – wysiłku fizycznego. Biegając, spacerując, jeżdżąc na rowerze czy ćwicząc na wózku zbieramy kilometry, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przemienią się w pieniądze.

Obecnie trwa 1 etap akcji: w ciągu dwóch tygodni mamy do przebiegnięcia 11 milionów kilometrów. Ważna i dla niektórych pewnie przykra informacja jest taka, że aby się przyłączyć potrzebujemy smartfona z zainstalowaną aplikacją Endomondo.

Dla leniwych sceptyków: tak, też myślę, że ten milion jest już przygotowany i mógłby zostać przekazany bez tego całego cyrku z bieganiem. Sama nigdy nie lubiłam biegać i wcale nie mam zamiaru robić tego teraz codziennie. Jednak jestem przekonana, że kiedy nawet przejdziesz tylko 2 km, poczujesz swój wkład w coś dużego. Nieważne, czy zbierzesz 2, 5, 10 czy 100 km – ważne, że zrobimy coś razem.

Widzimy się w parku!


Więcej informacji o akcji: kilometrami.pl

Akcja Sprzątanie Ligoty | Idealiści poszukiwani

Większość z nas marudzenie ma chyba we krwi. Bo jest za ciepło, bo za zimno, bo czegoś za dużo, a czegoś innego za mało. Na ulicy śmieci, w lesie śmieci - ale tu brzydko wygląda. Co to za ludzie, że tak wyrzucają byle gdzie papierki, butelki i co się tylko da. No jak tak można! A w innym kraju to mają czysto, a u nas taki brud…



Pracownicy katowickiego Klubu Panorama zauważyli problem śmieci w dzielnicy i zamiast narzekać, postanowili zakasać rękawy i wziąć się do roboty, żeby poprawić sytuację. Przy okazji odbywającego się festiwalu Cztery Pory Roku, zorganizowano akcję sprzątania Ligoty. Moim zdaniem pomysł świetny. Dzięki takim wydarzeniom nie tylko ulice będą piękniejsze, ale też mieszkańcy zyskają dobrą okazję, żeby się poznać, zjednoczyć i zrobić coś razem dla swojego miasta.

Sprzątanie miało się odbywać w dwóch turach. W pierwszej wzięło udział ok. 30 osób, z czego zdecydowaną większość stanowili uczniowie z Zespołu Szkół Fundacji Elementarz. Ja wybrałam się na drugą turę i… byłam jedyna. W związku z tym dalsza część sprzątania została odwołana. Organizatorzy twierdzą jednak, że tego typu akcje będą jeszcze powtarzane.

Szkoda, że tak mało jest osób chętnych do pomocy. Ludzi, którzy przyszliby pomimo upału i nie baliby się spocić dla tej świetnej idei. Brawa dla klubu Panorama i dla wszystkich, którzy wzięli udział w pierwszej turze sprzątania. Oby więcej takich akcji i więcej idealistów, którzy na nie przyjdą.


Fundacja Mam Marzenie | Pierwszy krok

Tyle na świecie złotych rybek w akwariach, a wciąż tak wiele niespełnionych marzeń. Wygląda na to, że nie da się kupić prawdziwej, magicznej złotej rybki tak jak nie da się kupić miłości czy przyjaźni. Na próżno też liczyć, że te niemagiczne wydadzą na świat magiczne potomstwo. Co gorsza, muszę przyznać,  że nie spotkałam też nigdy dobrej wróżki ani dżina. Ludzie muszą radzić sobie sami.



Trafiłam dzisiaj na stronę Fundacji Mam Marzenie. Zobaczyłam tam dzieci i ich pragnienia. Domek dla lalek, laptop, spotkanie z ulubionym zespołem, wyjazd do Disneylandu. Może zabrzmi to brutalnie, ale wzruszyło mnie, jak wiele z tych dzieci jest łysych. Właśnie to uświadomiło mi, jak wiele musiały wycierpieć. Decyzję podjęłam niemal od razu: chciałabym pomóc.

Obawiając się, że nie wystarczy przekazać na rzecz Fundacji moich dwóch złotych rybek, poszukałam informacji o samej organizacji. Działa ona już od 10 lat. Zbiera marzenia od chorych dzieci, a następnie wolontariusze robią wszystko, co mogą, żeby udało się je zrealizować. Jak do nich dołączyć? Wystarczy przyjść na spotkanie, a tam będzie można się wszystkiego dowiedzieć.

Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Dlatego na dobry początek wpisałam do kalendarza zebranie wolontariuszy FMM. Wybiorę się tam 27 czerwca. 

Zwróceni ku słabości | Jak niewiele nas dzieli

Wyobraź sobie mężczyznę w średnim wieku. Pomyśl o tym, jak wygląda. Pewnie pojawiają mu się już pierwsze siwe włosy, może nosi okulary. Ma kochającą żonę i dwójkę dorosłych dzieci. Pracuje w dużej korporacji. Może w Twojej firmie, a może tam, gdzie Twoi rodzice? Prowadzi stabilne życie.



Pstryk!

Żona umiera na raka. Nic już nie jest takie samo. Mężczyzna załamuje się, wpada w depresję. Mija 7 lat odkąd odeszła, a on wciąż bierze leki. Dawniej poważna firma, teraz środowiskowy dom samopomocy.

Spotkałam go ostatnio na spotkaniu Zwróconych ku słabości. Słuchając jego historii, zdałam sobie sprawę, jak niewiele nas różni. Zrozumiałam, że każdego z nas od choroby i załamania dzieli jedynie jedna chwila. Nikt z nas nie wie, jak poradzi sobie z tym, co przyniesie mu los. Może na kolejnym spotkaniu grupy spotkam kogoś z Was? A może sama kiedyś stanę po tej drugiej stronie?

Wracając do tego pana… okazało się, że to dawny znajomy moich rodziców. 


Follow my blog with Bloglovin

Jaki jest?

Jaki jest świat? Jakbyście mieli jednym słowem odpowiedzieć… dobry, zły, piękny, okrutny, dziwny, niepojęty? Ten nasz świat, ta nasza ziemia, na której ludzie wciąż umierają z głodu. To miejsce, gdzie ludzie kłamią, mordują i gwałcą. To, gdzie potrafią być dla siebie tak okrutni.



Czy potraficie bez wątpliwości odpowiedzieć, że świat jest wspaniały, zachwycając się nim razem z Louisem Amstrongiem? Czy może na myśl przychodzi Wam tylko słowo dziwny i wolelibyście zaśpiewać z Czesławem Niemenem?

Chciałabym umieć uchwycić piękno każdej chwili. Dostrzegać harmonię płatków śniegu i doceniać każdy miły gest. Niestety jednak dużo częściej zwracamy uwagę na to, co złe. Zło jest bardziej medialne, przykre informacje nadchodzą ze wszystkich stron. Kiedy czasem pomyślisz, że świat jest przepełniony złem i wyda Ci się, że nic nie można z tym zrobić, przypomnij sobie krótkie opowiadanie Bruno Ferrero:

Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto,
spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o jałmużnę.
Zwrócił się wtedy do Boga: - Panie, dlaczego pozwalasz na coś takiego?
Proszę Cię, zrób coś.

Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących się ludzi,
oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone ciała.
I znów zwrócił się do Boga: - Panie, zobacz ile biedy. 
Zrób coś!

Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który mówił:
- Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!

Dla znajomych-nieznajomych

Sprzedawca z pobliskiego sklepu. Kierowca autobusu, którym codziennie dojeżdżasz do pracy. Wykładowca, na którego zajęcia zawsze się spóźniasz. Trenerka prowadząca Twoje ulubione zajęcia fitness. Twoi lekarze: internista, okulista, alergolog… To tacy nasi znajomi-nieznajomi. Niby często się spotykamy, ale czy oni poznaliby nas na ulicy w innym mieście? Czy my byśmy ich poznali?

Są wśród nich osoby, o których istnieniu nawet nie zdajemy sobie sprawy. Zdarzają się jednak też tacy, którzy z uśmiechem powiedzą nam „dzień dobry” nawet na Karaibach. Pewnie nawet zagadają. Właśnie takich osób dotyczy ten post. Takim znajomym-nieznajomym chciałabym dzisiaj podziękować.



Dziękuję panu za sklepiku na mojej uczelni. Za to, że zawsze na mój widok uśmiecha się porozumiewawczo. Mimo że przez wydział przewija się kilka tysięcy osób, ja wiem, że on mnie pamięta. Jest niesamowicie sympatyczny i serdeczny.

Dziękuję mojej dentystce. Za to, że kiedy dzwonię umówić się na wizytę, w słuchawce słyszę jej śmiech i radosny głos. Ma w sobie ogromną ilość energii, jest niesamowicie pozytywną osobą, a do tego zawsze zdrabnia moje imię.

Dziękuję panu, który dobierał mi soczewki. Za to, że szukał do skutku najlepszej dla mnie opcji i uśmiecha się, jak tylko wejdę do optyka. Wszystko chętnie tłumaczy, a po założeniu soczewek podaje chusteczki i z szarmanckim uśmiechem prosi, żeby już więcej nie płakać.

Trudno jest pójść do tych osób i powiedzieć po prostu: „dziękuję, że jesteś taki nadzwyczajny w swojej zwyczajnej pracy”. Poza tym w takich kwestiach uwielbiam anonimowość. Chcąc wywołać szeroki uśmiech na twarzach wymienionych osób, postanowiłam więc przygotować przesyłkę: dużą kopertę nadaną przez rozmytą, idealistyczną postać o dziwnym imieniu: Uśmiechnij Wszechświat. W środku znajdzie się dyplom: najmilszego sprzedawcy, najmilszej dentystki lub najmilszego optometrysty.

Mam nadzieję, że pomysł nie zostanie uznany za zbyt dziecinny, ani też odebrany jako… próba podrywu. Nie wiem, czy obdarowane osoby domyślą się, kim jest nadawca. Nie ma to większego znaczenia, ale najlepiej, żeby nigdy nie miały co do tego pewności.

A teraz zachęcam Was do rozejrzenia się wokół - jeżeli w Waszym otoczeniu jest ktoś wyjątkowy, to mu o tym powiedzcie. Możecie wykorzystać mój pomysł, wymyślić coś własnego albo użyć prostego słowa „dziękuję”. Powodzenia w szerzeniu uśmiechu!

Projektor | 1:0 dla Wymówek

Tym razem Wymówki wygrały bitwę, ale to nie koniec wojny! Razem z dwoma pozostałymi wolontariuszkami zdecydowałyśmy się przełożyć naszą akcję w Projektorze. Trudno było nam się dogadać co do terminu spotkania, minęło dużo czasu, a zbliża się koniec roku szkolnego. Uznałyśmy, że po prostu nie zdążymy. Póki co nie wywieszamy jednak białej flagi – mamy nadzieję, że uda nam się przeprowadzić zajęcia we wrześniu.


Nie napisałam jeszcze, kim są pozostałe wolontariuszki. Do współpracy zaprosiłam dwie koleżanki, które poznałam na wakacyjnym stażu w agencji PR. Bardzo dobrze nam się razem pracowało, więc postanowiłyśmy spróbować jeszcze raz zrobić coś wspólnie. Studentki, każda z nas studiuje na innej uczelni. Informatyka, ekonofizyka i ekonomia. Nie jest łatwo znaleźć pasujący wszystkim temat zajęć.

W związku z tak dużym rozrzutem naszych zainteresowań, postanowiłyśmy znaleźć jakiś ogólny temat. Poszukiwania zaczęłyśmy od przejrzenia wrześniowych świąt. Może uda się coś dopasować? I tak oto okazuje się, że 10.09 mamy Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom, 15.09 – Dzień Prostaty, a 26.09 – Światowy Dzień Antykoncepcji. Do tego dochodzą dni Warstwy Ozonowej, Geologa, a nawet Światowy Dzień Wścieklizny. W głowie aż roi się od pomysłów! Bo czemu by nie opowiedzieć chłopcom, że w przyszłości czekają ich problemy z prostatą?

Obawiając się reakcji rodziców na zajęcia dotyczące samobójstwa, przyjrzałyśmy się dokładniej kilku innym świętom - takim, które pięknie brzmią. Nie mówię tu nawet o Dniu Postaci z Bajek, ale jaki niesamowity jest Dzień Marzyciela! Do tego dochodzi Międzynarodowy Dzień Pokoju, a wychodząc odrobinę poza wrzesień, dojdziemy do 4 października, czyli Światowego Dnia Uśmiechu!  Oczywiście trudno jest tym świętom konkurować np. ze Światowym Dniem Drzewa czy Dniem  Wychodzenia z Szafy… ale mają coś w sobie ;)

Wybór jeszcze przed nami, ale myślę, że pojawiło się kilka naprawdę ciekawych propozycji, którymi można się zainspirować przygotowując zajęcia dla dzieciaków!

Siła komplementów!

Wszyscy je uwielbiamy. Poprawiają nam humor, budują pewność siebie i zwiększają poczucie własnej wartości. Potrzebujemy ich, bo często inni ludzie cenią w nas coś, czego sami w sobie nie widzimy.



Koleżanka kiedyś powiedziała mi, że jeżeli coś jej się w kimś podoba, to stara się zawsze o tym mówić – nawet, jeżeli jest to przypadkowa osoba na ulicy. Bo czemu by nie powiedzieć dziewczynie stojącej przed nami w kolejce, że ma piękne włosy?

Wydaje mi się, że miłe słowa w ustach nieznajomej osoby brzmią wyjątkowo szczerze i mają ogromną wartość. Zdanie „ładnie wyglądasz” wypowiedziane przez męża, mamę czy przyjaciółkę jest czymś naturalnym. Miłe słowa w ustach nieznajomego prowokują nas do myślenia, że faktycznie coś musi być na rzeczy, skoro zauważyła to nawet przypadkowo napotkana osoba.

Oczywiście komplementy muszą być szczere. Każdy ma w sobie coś pięknego, każdy robi coś lepiej od innych. Nie ma potrzeby wymyślać nic na siłę. Nie mówmy ich też po to, żeby się komuś przypodobać!

Siłę komplementów świetnie ukazuje poniższy filmik – zachęcam do obejrzenia i mam nadzieję, że zainspiruje on Was do mówienia sobie częściej miłych rzeczy!

Piękne mamy słońce dzisiejszego wieczoru!

Tydzień przed: Jasne, chętnie pójdę!
1 dzień przed: No chyba pójdę…
2 godziny przed: Ale mi się nie chce… Po co obiecywałam, że pójdę? I jeszcze zaraz się rozpada i będę musiała iść w deszczu… ech.



Chyba każdy z nas czasem tak ma, niezależnie od tego, czy ma pójść na wolontariat, czy chodzi o coś całkiem innego. W takiej chwili pomyśl o tym, co będziesz czuć po wykonaniu swojego zadania: satysfakcję.

Ostatnio, kiedy naszły mnie takie myśli, udało mi się je zwalczyć i… bardzo się później z tego cieszyłam. Spotkanie, na które nie chciało mi się iść, dużo mi dało. Kiedy wracałam czułam przyjemny, ciepły wiatr. Tego wieczoru nie spadła ani jedna kropla deszczu.

Dlatego, jeżeli masz coś do zrobienia, jeżeli wciąż się wahasz i odkładasz to na później, właśnie teraz zdecyduj, że to zrobisz. Żeby nie dać szans swojemu Wewnętrznemu Leniowi, od razu zapowiedz swoją obecność, opowiedz komuś o swoich zamiarach.

Działaj! A gdyby jednak zaczął padać deszcz, to pozostaje Ci wziąć parasol i zaśpiewać Singing in the rain!

Zwróceni ku słabości | Nie zawsze jest różowo

Gadka, szmatka, herbatka. Nic trudnego?

Z moich poprzednich postów może wynikać, że ten cały wolontariat to tylko picie herbaty i miłe spędzanie czasu. Cud, miód i orzeszki. Okazuje się jednak, że ta herbata bywa czasem gorzka.



Osoby chore nie zawsze doceniają trud wolontariuszy, słowa wypowiedziane w emocjach bywają bolesne. Gniew przychodzi z wojskiem oskarżeń. Sms z informacją, że Twój podopieczny nie chce żyć i planuje się zabić, raczej nie jest najlepszą wiadomością dnia.

Herbata się wylała, miód się zepsuł, orzeszków nie da się rozgryźć.

Trzeba się przygotować na tego typu sytuacje i być w stałym kontakcie z bardziej doświadczonymi wolontariuszami, którzy doradzą, co należy zrobić w danej sytuacji.

W moim przypadku na szczęście to nie ja byłam krytykowaną osobą. Obawiam się, że takie ostre słowa już na samym początku mojego wolontariatu, mogłyby mnie skutecznie zniechęcić do dalszego działania.

Po paru godzinach od tej sytuacji po złości pozostało jedynie zmęczenie. Moja podopieczna wróciła do siebie i chętnie się ze mną zobaczyła, a odwiedziny widocznie poprawiły jej humor.

Zwróceni ku słabości | Herbata

Herbata czarna, słodzona. Do napoju gratis dodana rozmowa: taka tam, zwyczajna, normalna. W zestawie dla 3 osób, do wypicia na miejscu. Podana w kubku, w pokoju Ani.



Ania? To imię powtórzy się tu kilka razy, bo… Ania z Anią wybrały się do Ani. Ta pierwsza Ania to świeża wolontariuszka. Druga Ania to koordynatorka grupy „Zwróceni ku słabości”. Trzecia Ania to 27-letnia dziewczyna zmagająca się z depresją.

Czy naprawdę wszystkie miały na imię Ania i żadna z nich nie piła kawy? Może to tylko przypadkowe imię wybrane przeze mnie dla ukrycia prawdziwych tożsamości bohaterek. Może wybrałam je, bo jego popularność pokazuje, że tak naprawdę każdy z nas mógłby się znaleźć w takim pokoju, może kiedyś ktoś z Was wystąpi w podobnej roli. Wymyślenie pierwszego imienia poszło gładko, to po co się trudzić z dwoma następnymi? Nazwanie wszystkich tak samo ukazuje nam, że te osoby tak naprawdę wcale się tak bardzo między sobą nie różnią. Zmagają się z podobnymi problemami, żyją na tej samej ziemi i pod tym samym słońcem. A może naprawdę tak miały na imię? Ach, czy to ważne?

Oczywiście jedna z Ań to ja. Scena przedstawia moje pierwsze spotkanie z trzecią Anią. Wypicie herbaty nie trwało długo. Było miło, rozmawiałyśmy o różnych sprawach: że trzecia Ania lubi rysować, że druga Ania ma ciekawą książkę, no i czemu pierwsza Ania zdecydowała się na taką formę wolontariatu. Dobra, dobra, ale jakie wrażenia? Miłe. Jak było? Sympatycznie. Jaka jest ta trzecia Ania? Miła i sympatyczna.

Podczas tej rozmowy zdałam sobie sprawę, że owa trzecia Ania ma tak właściwie bardzo normalne problemy, z którymi sama się nieraz zmagam. Różnica polega tylko na tym, jak sobie z tym radzimy. Przykładowo wiele osób obawia się spotkań w dużych grupach, często jesteśmy nieśmiali. Potrafimy jednak przezwyciężyć te uczucia i nie pozwalamy, by zbytnio się rozrosły. Jednak trzecia Ania widzi je tak jakby w krzywym zwierciadle, które podwaja ich rozmiary. Mam nadzieję, że moja obecność choć trochę pomoże w walce z problemami – potworami*.

A teraz ostatni łyk herbaty i… do zobaczenia następnym razem!

* Polecam krótki filmik o walczeniu ze swoimi potworkami, w tym wypadku z nieśmiałością:



Zwróceni ku słabości | Poznajmy się!

Nadszedł czas pierwszego spotkania. Zazwyczaj to, co nowe, napawa nas pewnym niepokojem. W tym wypadku nie było inaczej. Pójdę tam i co powiem? Do kogo się odezwę? Czy może usiądę z boku i nic nie powiem?

Nie miałam problemu z trafieniem, wolontariuszka wszystko dokładnie wytłumaczyła mi przez telefon. Myśląc o spotkaniu grupy wyobrażałam sobie raczej czarne, jednakowe krzesełka. Weszłam jednak do pomieszczenia, które bardziej przypominało zwykły, stary pokój niż salę szkoleniową. Na środku stół, a wokół niego fotele, ale każdy z innej parafii.



Od razu przywitał mnie szeroki uśmiech wolontariuszki, z którą wcześniej rozmawiałam przez telefon. Powoli schodzili się pozostali uczestnicy spotkania, zajmując najróżniejsze fotele. Byłam tam kimś nowym, dlatego zaczęliśmy od przedstawienia się. Członkowie grupy opowiadali krótko, co robią w życiu i co dają im te spotkania. Większość (a może i wszyscy) z nich nie pracuje. Około połowa uczęszcza do Środowiskowego Domu Samopomocy. Grupa wydaje się być dla nich bardzo ważna, lubią tu przychodzić, stanowi pewnego rodzaju motywator.

Wolontariuszka prowadząca spotkanie podzieliła uczestników na 2 grupy i dała im kartki z kilkoma pytaniami, na które mieli sobie odpowiedzieć. Mnie i drugą wolontariuszkę (także nową) zaprosiła na rozmowę do innego pomieszczenia. Opowiedziała nam, jak my możemy pomóc (wiele z tego wiedziałam już z rozmowy telefonicznej, teraz doszły szczegóły i ustalenia).

Krótko mówiąc, ważną pomoc stanowią zwyczajne spotkania z drugą osobą. Spacer, rozmowa przy kawie, podarowanie komuś swojego czasu. Brzmi banalnie? Jednak są na tym świecie ludzie samotni i potrzebujący kontaktu z innymi. Dla nich to naprawdę dużo znaczy, a nas – tak niewiele kosztuje.

Umówiłam się na 2 takie spotkania w kolejnym tygodniu, a potem wróciłyśmy do reszty grupy. Okazało się, że pytania na kartkach dotyczyły wiosny. Co się zmieni w Twoim życiu? Czy masz jakieś plany na wiosnę? Pomysły na wspólne wyjścia? Czy lubisz przebywać na łonie przyrody i czy pomaga ona w spotkaniu z Bogiem?

Uczestnicy przedstawili swoje odpowiedzi, zaplanowali wypad do kina i odwiedziny paru osób. Co mnie zaskoczyło, wydawali się przy tym dość nieśmiali. Też nie należę do osób przebojowych i wygadanych, jednak te osoby znają się już dłużej, więc spodziewałam się chyba większego luzu z ich strony. Wolontariuszka wytłumaczyła mi później, że to jest normalne. Tak się zachowują zazwyczaj, wpływ na to mogą mieć także brane przez nich leki. Moja obecność nie stanowiła raczej przyczyny ich skrępowania.

Po wyjściu w mojej głowie zrodziło się pytanie: co tutaj daje moja obecność? Co to w ogóle zmienia? Pomyślałam, że chętnie się spotkam z dziewczyną potrzebującą wsparcia, ale uczestnictwo w cotygodniowych spotkaniach całej grupy chyba nie jest dla mnie. Postanowiłam jednak, że jeszcze kiedyś się tam pojawię.

Już kilka dni później poznałam odpowiedzi na swoje pytania.

Zwróceni ku słabości | Zaburzenia psychiczne

Zaburzenia psychiczne. Jakie są nasze pierwsze skojarzenia? Psychiatryk. Drzwi bez klamek. Kaftany. Ludzie uważający się za Jezusa czy Elvisa. Wariaci. Niebezpieczni wariaci. Śmiech? Strach?

Tymczasem statystyki* mówią, że zaburzeń psychicznych doświadczył aż co czwarty Polak w wieku produkcyjnym. Nałogi, lęki, depresja... to zaledwie kilka przykładów problemów, z którymi się borykamy.



Osobiście nigdy nie miałam bezpośredniej styczności z takimi sprawami. Jednak przeglądając oferty wolontariatu natrafiłam ostatnio na takie ogłoszenie:

Grupa "Zwóceni Ku Słabości" działająca w ramach fundacji Format jest grupą wsparcia dla osób z problemami psychicznymi.
Szukamy wolontariuszy chętnych na nasze wyjazdy, rekolekcje, spotkania. Możliwy darmowy kurs dla wolontariuszy nt. zaburzeń psychicznych.
Nasze stałe spotkania odbywają się w każdy piątek w Duszpasterstwie akademickim w Katowicach, duchowym opiekunem grupy jest twórca znanego w Polsce kabaretu Absurdalnego i kabaretu "Drzewo A Gada", gdzie występują osoby niepełnosprawne ks. Marek Wójcicki.


Co sprawiło, że nie przeszłam obojętnie obok tego ogłoszenia? Widzę 2 główne powody:

1. W tym okresie trafiły mi się dwie rozmowy ze znajomymi na temat ich problemów. Jednego próbowałam postawić na nogi i przekonać, że zmiany w życiu są możliwe do osiągnięcia. Drugi wypłakał mi się w ramię, a następnego dnia zadzwonił podziękować za rozmowę. W tym momencie poczułam, że może byłabym w stanie pomóc komuś jeszcze.
2. Znam i cenię księdza Wójcickiego, który był kiedyś moim katechetą (przy okazji polecam występy kabaretu "Drzewo A Gada", który uważam za świetną inicjatywę).

Po przemyśleniu sprawy odpowiedziałam na ogłoszenie. Dowiedziałam się, jak można pomagać i poszłam na pierwsze spotkanie. Relację znajdziecie w kolejnym poście!

*na podstawie raportu CBOS-u "Zdrowie psychiczne Polaków" z 2012 roku

Na wypadek smutku

Każdy przeżywa czasem kryzysy. Małe, duże, krótkie, długie… Nieważne, czy jest nam smutno, bo odczuwamy ból istnienia, czy wdepnęliśmy w końskie łajno, czy może świeci słońce i widać smugi na świeżo umytych oknach. Ważne, żebyśmy w trudnych chwilach mieli się do kogo zwrócić.

Jak powiedziała Marlene Dietrich, „liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o 4 nad ranem”. Jeżeli chcecie komuś powiedzieć, że może na Was liczyć i że jesteście gotowi ze spokojem odebrać telefon o każdej porze dnia i nocy, to polecam przygotowanie małego drobiazgu.

Co? Mała karteczka do portfela. Może być wielkości wizytówki, najlepiej zalaminowana. Umieszczamy na niej instrukcję postępowania w razie odczuwania smutku i podajemy swój numer jako telefon alarmowy. Wierzę, że taka mała rzecz, może nieraz bardzo podnieść kogoś na duchu.



Dla kogo? Dla przyjaciela, który ostatnio rzadziej się uśmiecha. Nie radzę jednak rozdawać tego typu prezentów na prawo i lewo, bo znajomi przychodzą i odchodzą, a zalaminowany papier się tak szybko nie rozkłada. Moja przyjaźń z obdarowaną osobą chyba już się skończyła i pewnie zdziwiłyby mnie teraz słowa „Dzień dobry. Czy dobrze się dodzwoniłem w sprawie smuteczku?”, jednak słowo się rzekło i raczej nie odpowiedziałabym „Nie, tu pralnia. Proszę spróbować gdzie indziej”.

Co będzie potrzebne? Podstawowa znajomość programu graficznego i ze 3zł do pozostawienia w drukarni w zamian za wydruk i laminowanie.

Droga na skróty: Jeżeli podoba Wam się pomysł, ale słowa „program graficzny” napawają Was strachem, niechęcią lub obrzydzeniem, to zapraszam do ściągnięcia darmowego szablonu, który na pewno bardzo ułatwi Wam pracę ;)

Życzę powodzenia w tworzeniu własnych kart ratunkowych!

Do pobrania:
- wzór, na którym możecie się wzorować (w formacie .jpg): przód i tył
- szablon do edycji (w formacie .psd do edycji w Photoshopie): przód i tył

Projektor | Każdy człowiek ma w sobie potencjał, by zostać wolontariuszem!

Nie pamiętam, jak pierwszy raz trafiłam na stronę Projektora, ale było to już ponad pół roku temu. Idea od razu mi się spodobała, ale równie szybko na horyzoncie pojawili się pan Leń i panna Wymówka. Niedawno pomysł powrócił i postanowiłam, że tym razem nie pozwolę wyimaginowanym postaciom zagłuszyć głosu Projektora.

Na stronie programu Fundacji Rozwoju Wolontariatu widnieje hasło Jesteśmy przekonani, że każdy człowiek ma w sobie potencjał, by zostać wolontariuszem!, które w zasadzie mogłoby stanowić także motto tego bloga. Ten konkretny projekt kierowany jest do studentów, doktorantów i absolwentów do 1 roku po ukończeniu studiów.

Wstęp się dłuży… o co chodzi?
Zbiera się 2-3 studentów, którzy następnie prowadzą zajęcia dla dzieci z małych miejscowości. Tematyka jest praktycznie dowolna. Eksperymenty chemiczne, warsztaty teatralne czy rozbudzanie kreatywności. Ważne, żeby zainteresować czymś dzieciaki i zarazić je swoją pasją.

Super sprawa! Od czego zacząć?
Od znalezienia 1-2 osób, z którymi chcemy poprowadzić nasz własny projekt. O moich kompanach i wyborze tematu przeczytacie w kolejnym poście dotyczącym Projektora ;)



Proszę Państwa, oto blog!

Blog o wolontariacie, o próbowaniu, o szukaniu własnej drogi. Blog, który ma inspirować, pozytywnie nastrajać i zachęcać do działania. Budowany na słabościach i niepewności, teraz nieśmiało, lecz z uśmiechem, podnosi internetową kurtynę. Kłania się nisko. Powoli, leciutko drżąc, zaczyna tańczyć. Sala jest pusta, nikt jeszcze go nie widzi, ale on już jest. Piruecik - jeden, drugi, osiemnasty. Blogu, blogu! Spokojnie, bo się zmęczysz już na wstępie! A zdyszany i spocony jak przyjmiesz swoich gości?

Witam serdecznie. Cieszę się, że trafiłeś/aś na moją stronę i zapraszam do czytania kolejnych, już bardziej konkretnych postów.